Ta karkonoska wieś była po II wojnie, jak wiele innych wsi w tym regionie, widownią ludzkich tragedii i nieszczęść. Choć bezpośrednie działania wojenne ominęły Karkonosze, koniec wojny przyniósł ze sobą przymusowe wysiedlenia autochtonów i wprowadzanie na ich miejsce nowych, polskich osadników – często także w sposób niewiele mniej przymusowy. Jedni tracili domy i cały dobytek, drudzy je przejmowali. Używali łyżek, kubków i pościeli wysiedlonych, a w swych nowych domach zastawali nieoczekiwane przez nich oświetlenie elektryczne, bieżącą wodę, a nawet telefony! Osadnicy brali, co im przydzielała Komisja Repatriacyjna, ale stale oglądali się przez ramię w przekonaniu, że dawni właściciele wkrótce wrócą, że ich epizod na „dzikim zachodzie” będzie chwilowy, że znów wsiądą do pociągów i pozostawią Dolny Śląsk w dalszej podróży na zachód. Osadnicy starali się wykorzystać „zdobyczne” dobra: znaleźć cenne przedmioty, sprzedać srebra i obrazy, skorzystać na tym „dziś”, bo „jutro” mogło nie dać już szansy na zarobek. W krótkim czasie zasiedlono na nowo około 100 domów w Przesiece. Wśród nich była także miejscowa gospoda Waldschloesschen. I tu wydarzyła się nieprawdopodobna historia: w gospodzie, tak po prostu, nie zakopane w piwnicy, nie zamurowane w ścianie, nie ukryte w zamaskowanym korytarzu, lecz złożone po prostu w zwykłej, drewnianej skrzyni leżały obrazy Jana Matejki: „Unia Lubelska”, „Rejtan” i „Batory pod Pskowem”. Obrazy przewieziono do Jeleniej Góry, gdzie przejęły je władze ludowe. Na osadnikach znalezisko zrobiło duże wrażenie, tak duże, że na zebraniu wiejskim próbowano nadać wsi nową nazwę – Matejkowice.